Zanosiło się na to, że na skoczni im. Adama Małysza odniesiemy trzy zwycięstwa.
Pierwsze ze zwycięstw odnieśli organizatorzy jeszcze na
kilka dni przed zawodami PŚ. Wygrali bowiem nierówną walkę z niesprzyjającą
pogodą, która tej zimy już wielokrotnie dawała się we znaki zarówno skoczkom
jak i organizatorom zawodów. W Wiśle się nie poddali. Dzięki ich determinacji i
ogromnemu zaangażowaniu skocznia została na czas pokryta odpowiednią warstwą
śniegu dowożonego aż z Chochołowa.
Drugie zwycięstwo odniósł Klimek Murańka - wygrywając
kwalifikacje do konkursu indywidualnego. Wszyscy wtedy mieliśmy apetyt na
jeszcze jedno, kolejne zwycięstwo reprezentanta Polski, w wieczornym konkursie
skoków. Było wiadomo, że nie będzie lekko. Do Wisły przyjechali wszyscy czołowi
skoczkowie świata. Zabrakło jedynie Simona Ammanna i Noriakiego Kasai.
Niestety, żadnemu z Polaków nie udało się pokonać Niemca
Andreasa Wellingera. Gdyby nie sprytny manewr niemieckiego trenera ze
skróceniem rozbiegu przed finałowym skokiem Wellingera, to
zwycięzcą zawodów zostałby Kamil Stoch. Skrócony rozbieg to dodatkowe punkty,
które zaważyły na zwycięstwie Andreasa. Trzecie miejsce zajął Austriak Michael
Hayboeck. Najbliżej pierwszej dziesiątki był Piotrek Żyła. Popularny „Wiewiór”
zajął 12 miejsce. Myślę że liczył na lepszy występ zwłaszcza, że skakał u
siebie w Wiśle, w dniu swoich 27 urodzin. Bardzo długi skok oddał Peter Prevc,
lądując na 140,5 metrze. Jednak skok Słoweńca został
nieznacznie podparty i niestety odległość ta nie mogła zostać zaliczona jako
nowy rekord skoczni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz