29 czerwca 2019 roku
w Bielsku-Białej na Straconce, ulubionej restauracji pana Leona odbyła się urodzinowa impreza z okazji setnych urodzin.
Uroczystość
miała charakter typowo rodzinny. Nie mniej wzięli w niej również udział zaproszeni przez pana Leona przyjaciele w gronie których niezmiernie miło było nam zaszczycić
szanownego jubilata oraz goście
reprezentujący dwa miasta nierozerwalnie związane z historią p. Leona. Pierwsze
z tych miast, Bielsko-Białą reprezentował wiceprzewodniczący Rady
Miejskiej pan Przemysław Drabek. Głuchołazy,
miasto, którego p. Leon Foksinski jest Honorowym Obywatelem reprezentował dr
Paweł Szymkowicz.
Z tej okazji pan Leon otrzymał list gratulacyjny od premiera RP Mateusza Morawieckiego.
Z tej okazji pan Leon otrzymał list gratulacyjny od premiera RP Mateusza Morawieckiego.
Nigdy nie zapominamy o świadku jego burzliwej
historii i wojennych przeżyć. Wielokrotnie w swoim długim życiu, odważył
się powiedzieć śmierci „nie dzisiaj”. Był tym, który zbuntował się przeciwko
dwóm najokrutniejszym reżimom w historii; niemieckiemu faszyzmowi oraz radzieckiemu i PRL-owskiemu komunizmowi. Jego najtragiczniejszy rozdział życia jest nierozerwalnie związany z naszą miejscowością o której zawsze wspomina mówiąc, że tu w Głuchołazach w styczniu 1945 roku urodził się po raz drugi.
Nie nadążali zabijać
Najtragiczniejszym rozdziałem w historii
obozu KL Auschwitz była ewakuacja
więźniów. Wszystkich, którzy jeszcze
mogli chodzić formowano pospiesznie w piesze kolumny i prowadzono na zachód do obozu Gross-Rosen lub
w inne miejsca w Trzeciej Rzeszy. Trasy
wielu ewakuowanych kolumn więźniów
prowadziły przez Głuchołazy. Jedną z tych kolumn Marszu Śmierci był pędzony Leon Foksiński. Jego ucieczka z kolumny więźniów w rejonie
Głuchołaz jest na stałe wpisana w historię naszego miasta. Jest to tylko jeden
z epizodów jego najtragiczniejszych wojennych
fragmentów życia, wtedy 25
letniego więźnia nazistowskiego obozu zagłady w Auschwitz.
Edward
Świeca - artykuł prasowy z 2007 roku
Ewakuacja KL Auschwitz
Kolumna p.
Leona liczyła około 6 tys. więźniów i rozpoczęła swój marsz śmierci 20 stycznia
1945 roku w Gliwicach. Drogi, którymi przechodziła znaczył ślad krwi. Ciała
bestialsko mordowanych, rozstrzeliwanych i umierających z głodu, wycieńczenia i
chorób więźniów pozostawiano w przydrożnych rowach. Po 8 dniach kolumna dociera
w okolice Głuchołaz. Tak wspomina to p. Leon
Foksinski – „ 27 stycznia zaprowadzono nas do jakiegoś dworu gdzie po
przeliczeniu noc spędziliśmy w stodole. A było nas wtedy bardzo mało, około 600
osób”. Dzień później pan Leon podejmuje udaną próbę ucieczki.
Spotkanie w Głuchołazach
Pana Leona
poznałem całkiem przypadkowo dwa lata temu, latem 2005 roku na naszym rynku.
Pamiętam jak wtedy starszy pan z aparatem poprosił mnie o zrobienie mu zdjęcia.
I tak rozpoczęła się nasza przypadkowa znajomość i przyjaźń, która trwa do
dzisiaj. Spotykaliśmy się wielokrotnie zarówno w Głuchołazach jak i w Bielsku gdzie
obecnie mieszka pan Leon. Wiele mi o sobie opowiadał. Pan Foksiński urodził się
23 czerwca 1919 roku w Bestwinie koło Bielska. Jego tragiczne, wojenne losy
związały go z naszym miastem. Jest jedynym żyjącym świadkiem tamtych
styczniowych wydarzeń z 1945 roku jakie miały miejsce w Głuchołazach i
okolicach. Przy każdej sposobności mówi że w Głuchołazach narodził się po raz
drugi. Jednak w Głuchołazach nie zakończyła się jego więzienna gehenna, trwała
nadal…
Nowe nazwisko – 7208
Bramę z
napisem „Arbeit macht frei” przekraczał dwukrotnie. Pierwszy raz na początku
listopada 1943 roku. Przed zatrzymaniem pracował w hucie Bobrek. Później
zostaje wywieziony na roboty do Rzeszy.
Ucieka z Brandenburga i powraca w rodzinne strony. Jest poszukiwany przez
niemiecką policje i się ukrywa. Zostaje aresztowany we własnym domu. Po
tygodniowym pobycie w areszcie na gestapo w Bielsku zostaje odesłany do
Auschwitz. W obozie SS-mani zaprowadzili go najpierw do biura gdzie po spisaniu
niezbędnych formalności dostał swoje nowe nazwisko – 7208 i od tej pory był już
tylko numerem. Dalej wspomina pan Leon – Przed łaźnią wszystkich nas rozebrano,
ogolono, wysmarowano jakimś śmierdzącym smarem i zagoniono do zimnej kąpieli.
Później każdemu rzucono łachy do przebrania i był już wieczór kiedy
zaprowadzono nas do bloku. W drodze do kąpieli widział jak inni więźniowie
przewozili na dwukołowych wózkach trupy. Przejął go ogromny strach.. Pan Leon
trafił do bloku nr. 2 jako więzień wychowawczy. Gdy położył się na pryczy
dostał zimnych dreszczy. Tak nim trzepało, że inny, zbudzony więzień spytał go
czy czasami nie ma padaczki. Zaprowadzono go do lekarza. Ten jak zobaczył, że na termometrze jest 40 stopni to kazał mu włożyć dwa termometry pod pachy. Oba pokazały takie
same, wysokie temperatury i dopiero wtedy obozowy lekarz dal mu proszki i odesłał na blok. Na pryczy zaczął się mocno pocić. Cały był mokry. Osłabł i zasnął. Około północy
zbudziła wszystkich syrena alarmowa i przez kolejne 4 godziny wszyscy stali na
placu apelowym. Tak wyglądał pierwszy dzień spędzony w Oświęcimiu. Przebywał
tam jeszcze 17 tygodni pracując w cementowni – komando nr. 15 i komando nr.
132. W czasie pracy spotykał się ze swoim bratem Rudolfem, który był
pracownikiem firmowym w tym zakładzie. Brat dostarczał mu żywność ale przede
wszystkim podtrzymywał go na duchu.
„Praca czyni wolnym” – po raz drugi
Początkiem
marca 1944 roku pan Leon zostaje zwolniony z obozu w Auschwitz i dostaje nakaz
pracy w hucie Bobrek. Była to bardzo ciężka praca przeznaczona jak mówi tylko
dla obcokrajowców. Po zatargu z niemieckim majstrem w obronie pewnej
więźniarki, obawiając się aresztowania ucieka z huty. Przez jakiś czas ukrywa
się u państwa Kołaczków z Hutki, później wraca w rodzinne strony, gdzie ma dużo
rodziny, znajomych i krewnych. Nocuje przeważnie w stodołach, lesie i kopkach
siana. Przypuszcza, że jego dom jest obserwowany. Pewnej nocy u siebie w domu
zmieniając ubranie zostaje osaczony i aresztowany. Gestapowcy dowożą go do
Oświęcimia. W obozie czekając przed biurem na swoich konwojentów spodziewa się
najgorszego. Bardzo się boi. Myślami powraca do listopada 1943 roku, kiedy
dokładnie w tym samym miejscu „zmieniono” go na numer. Ku swemu zdziwieniu
gestapowcy opuszczający biuro zabierają go ze sobą. Razem opuszczają teren
obozu. Pan Leon ostatni raz widzi na pozostawiony za plecami złowieszczy napis
„Arbeit macht frei”. Już nigdy tu nie wróci.
Marsz Śmierci
Dopiero w
pociągu dowiaduje się że jedzie do więzienia gestapo w Mysłowicach. Tam jest
przetrzymywany do września 1944 roku. Następnie w październiku jest przekazany do
innego więzienia gestapo tym razem w Bytomiu. Tam w czasie przesłuchań jest
bity i torturowany. Zapada wyrok – obóz Gross-Rosen. W celi czeka już tylko na
transport. Ale niespodziewanie 20 stycznia 1945 roku około południa wszystkich
więźniów wyprowadzono na plac. Panował niesamowity popłoch. Każdemu dano po pół
bochenka chleba i autobusami przewieziono do Gliwic. Na stacji towarowej
spędzili mroźną noc. Rano dołączono ich do więźniów z Auschwitz. Na zbiórce
oficer SS zakomunikował wszystkim, że Rosjanie posuwają się na zachód a oni
mają rozkaz ich przed nimi ochronić. Dodał także, że każde przewinienie będzie
karane śmiercią. Następnie załadowano po 100 więźniów do jednej węglarki. Od
kolejarzy dowiedział się ze przygotowano 60 takich węglarek. Po ujechaniu
kilkudziesięciu kilometrów pociąg zatrzymano. Stał na jakiejś małej stacji cały
dzień i całą noc a stłoczonych w wagonach ludzi nie wypuszczono, nie dano im
nic do jedzenia i do picia. Na dworze panował siarczysty mróz. Na drugi dzień
kiedy SS-mani wygonili wszystkich z wagonów zobaczył, że stoją na stacji
Rzędówka. Niemcy wpadli w furię zaczęli strzelać. Teren dworca zasłany został
trupami. Żywych popędzili kilka kilometrów dalej i tam kazano im biegać po
wyznaczonej trasie a oprawcy z SS strzelali do nich ze wszystkich stron. To był
przerażający widok. Potworna zbrodnia. Pan Leon twierdzi, że w tych masakrach w
drugim dniu marszu śmierci zginęło około 2 tysięcy więźniów. Przez następne dni
kolumna przechodziła przez Księżenice, Kamień, Nędzę, Racibórz, Baborów. W
Baborowie pan Leon spotkał pracującego u bauera kolegę z Bestwiny, Władka
Hamerlaka. Zdążył powiedzieć mu tylko aby powiadomił jego matkę, że jeszcze
żyje. Gdy maszerujące kolumny żywych trupów znajdowały się w rejonie Głubczyc
to ich przemarsz obserwował Rudolf Hoess, komendant obozu Auschwitz, który próbował się jeszcze przedostać się do obozu Auschwitz i jak zeznawał później przed
sądem - „ po to by sprawdzić czy wszystko
co ważne zostało dokładnie zniszczone” – mat. „Śladem Krwi” Jana Delowicza.
Dalej trasa prowadziła przez Osoblahę, Krzyżkowice, Prudnik, Wierzbiec, Charbielin
do Głuchołaz. Trasę tego męczeńskiego pochodu łatwo było prześledzić. Co
kilkaset metrów leżały ciała więźniów a w każdej miejscowości pozostawione były
miejsca zbiorowych mordów.
Głuchołazy – masakra w Konradowie
28 stycznia
wieczorem grupa około 600 skrajnie wyczerpanych więźniów zatrzymuje się na
nocleg w Konradowie koło Głuchołaz w nieistniejącym już folwarku /zabudowania
po lewej stronie drogi przejścia granicznego Konradów - Zlate Hory/. Ani
więźniowie ani eskortujący ich SS-mani nie wiedzą że trzy dni wcześniej 27
stycznia został wyzwolony obóz koncentracyjny w Oświęcimiu. Czy gdyby wiedzieli
nie doszłoby do masakry jaka miała miejsce 29 stycznia? Nie wiadomo. Rankiem tego dnia niemieccy strażnicy stwierdzili, że brakuje 2 więźniów. Zaczęli przeszukiwać stodołę i po
kilkunastu minutach wyprowadzili z niej dwóch zmasakrowanych więźniów, których
rozstrzelali na placu, zabijając przypadkowo dwóch pracowników gospodarstwa,
którzy obserwowali te wydarzenia skryci za drewnianymi wrotami stodoły.
Następnie wśród więźniów przeprowadzono rewizję i poddano ich selekcji. Oddzielono
tych co np. mieli przy sobie łyżkę lub byli niezdolni do dalszego marszu.
Każdemu z nich oberkapo z Auschwitz pluł w twarz i nakreślał czerwony krzyż.
Następnie wyprowadzono ich za zabudowania i tam rozstrzelano. Pan Leon w
sprawie tej zbrodni zeznawał jako świadek w prokuraturze Rejonowej w Bielski w
roku 1975. Nie wie jednak do dzisiaj gdzie pogrzebano ciała pomordowanych
więźniów ponieważ Niemcy zaraz po egzekucji popędzili ich w kierunku Głuchołaz.
W Głuchołazach miał zamiar uciec z kolumny ale jak wspomina zabrakło mu odwagi
a na dodatek dostał do ciągnięcia sanki
SS-mana załadowane jego bronią amunicją i rzeczami osobistymi. W mieście
zatrzymali się przed piekarnią i prawie
5 godzin czekali na wypiek chleba. W tym czasie jeden z SS-manów przyprowadził
do kolumny więźnia w pasiaku narodowości żydowskiej. Jemu już chleba nie dali i
po południu ruszyli w dalszą drogę. Szli z Głuchołaz do Mikulovic. Przed
Kolnovicami SS-man przywołał do siebie tego żyda i strzelił mu dwa razy w
głowę. Jednak ten zalany krwią szedł dalej. Zdziwiony SS-man wołał innych
żołnierzy eskorty aby to zobaczyli. Później po przejściu około 200 dobito go i
pozostawiono na drodze.
Ucieczka i powrót do Głuchołaz
Wieczorem
doszli do małej osady Vysuta nieopodal Gierałcic. Tam rozlokowano ich w starej
stodole. W nocy pan Leon wraz z innym więźniem uciekają. Wracają tą samą droga
którą przyszli. W Mikulovicach głodni i zmarznięci decydują się wejść do
jednego z domów prosząc o pomoc. Drzwi otwiera im wysoki mężczyzna w mundurze.
Są wystraszeni, ale ten zaprasza ich do środka. W środku czuć przyjemny zapach
pieczonego mięsa. Trafili na świniobicie. Zostają nakarmieni a żona wojskowego
proponuje im nocleg w pokoju. Odmawiają mówiąc że są zawszeni i brudni i wolą
się przespać w stodole. Dostają jakieś kożuchy i koce i udają się do stodoły na
nocleg. Wcześnie rano opuszczają stodołę i już osobno ruszają w dalszą drogę.
Pan Leon powraca do Głuchołaz. W pobliżu dworca kolejowego
nieopodal wiaduktu wpada na patrol żandarmerii. Patrol doprowadza go do
siedziby gestapo, na Głuchołaskim rynku. Tam jest
przesłuchiwany przez gestapowców w czarnych mundurach ze swastyką na rękawach.
Po kilku godzinach przesłuchań kierują pana Leona do pracy na cmentarzu. Przez
kilka dni kopie dużą mogiłę w której 2 lutego składa ciała 11 więźniów w
pasiakach przywiezionych na cmentarz. Zwłoki zakopuje w prawej części grobu,
lewą pozostawiając pustą. W grobie spoczywają zwłoki 16 bezimiennych więźniów,
ofiar tego tragicznego marszu. Przez następnych kilka dni pan Leon pracuje przy
ewakuacji zakładu produkującego części lotnicze. Zakład ten znajdował się w
pobliżu dworca i cmentarza. Następnie wraz pozostałymi robotnikami zostaje
wywieziony z całą ewakuowaną fabryką do Rzeszy a konkretnie do Bremy. Tam
robotnicy powiadamiają Niemców o więziennej przeszłości pana Leona i jego
ucieczce. Jednak w porę ostrzeżony – ucieka. Dociera w okolice Hamburga i tam
aż do wyzwolenia przez Anglików w dniu 21 kwietnia 1945 roku pracuje na roli.
Wyzwolenie w Niemczech i więzienie w
PRL-u
Dopiero w grudniu
1945 roku powraca do Polski do rodzinnej Bestwiny. Jest ciężko, wszystkiego
brakuje, panuje głód. W czerwcu 1946 roku zostaje zatrzymany przez Urząd
Bezpieczeństwa jako podejrzany o współpracę z NSZ. Bez wyroku jest wieziony do
30 stycznia 1947 roku. W więzieniu spędza 219 dni. W trakcie przesłuchań miał
łamane palce, był bity po głowie, miał połamane żebra. Ślady tych ubeckich
represji widoczne są do dzisiaj.
Skandaliczne wyroki sądów w imieniu
Rzeczypospolitej
W 2002 roku
podobno już w „wolnej Polsce” pan Foksiński złożył pozew o ustalenie i zapłatę
odszkodowania za bezprawne uwięzienie prze PRL-owski Urząd Bezpieczeństwa.
Wyroki sądów naszej nowej Rzeczypospolitej są żenujące i wołają o pomstę do
nieba, przekonał się o tym pan Leon. Przykłady: wyrok NSA w Katowicach z listopada
2002 roku – „oddala skargę”, wyrok Sądu Okręgowego w Bielsku z listopada 2003
roku – „oddala wniosek”, wyrok Sądu Apelacyjnego w Katowicach z 2004 roku –
„utrzymuje w mocy zaskarżony wyrok uznając apelację za oczywiście bezzasadną”.
Natomiast Rzecznik Praw Obywatelskich twierdzi cyt. „ że brak podstaw do
kasacji powoduje nie wniesienie tej sprawy na korzyść pana Foksińskiego” i tym
samym aprobuje wyroki poprzednich instancji, twierdząc, że pan Foksiński
powinien swój pozew złożyć najpóźniej do roku czasu od wyjścia z więzienia,
czyli do dnia 30 stycznia 1948 roku. Gratuluję takiemu rzecznikowi poczucia humoru
i arogancji. Trzeba być kompletnym idiotą a za takiego uważam Andrzeja Zolla Rzecznika Praw Obywatelskich, który nie zdawał sobie chyba sprawy z tego co pisze w uzasadnieniu sprawy i co oznaczałoby złożenie wniosku w tamtym czasie do ówczesnych komunistycznych władz. Wiązało by się to z kolejnymi, represjami pana Leona ze strony PRL-owskiej bezpieki. Czyżby rzecznik o tym
nie wiedział a może był towarzyszem działającym w tamtym czasie w tym aparacie ucisku. Pan Leon ma już 88 lat,
doświadczył w swoim życiu wiele. Nie
wierzy w polskie prawo i polski wymiar sprawiedliwości. Tu nadal peerelowscy
bandyci, mordercy i oprawcy są wolni, bezkarni i czują się bezpiecznie w
przeciwieństwie do tych prawdziwych Polaków, patriotów i bohaterów. Od roku
2002 pan Leon stara się o dogłębne zbadanie przez Instytut Pamięci Narodowej
oraz Oddziałową Komisję Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu we
Wrocławiu o ustalenie miejsca pochowku pomordowanych przez nazistowskich
oprawców w dniu 29 stycznia 1945 roku w Konradowie 142 osób. Pragnie aby to
miejsce upamiętniała choćby niewielka kamienna tablica.
Edward Świeca - artykuł prasowy z 2007 roku
Galeria:
Edward Świeca - artykuł prasowy z 2007 roku
Galeria:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz